POWIEDZ DEPRESJI „NIE”
Powiedz depresji „NIE”
Mam dziś „deprechę”, mam „doła”. Znamy to prawda? Sami tak mówimy albo słyszymy od innych. Jednak depresja to coś więcej. Jest stanem utrzymującym się co najmniej dwa tygodnie. Kiedy powinna niepokoić? Gdy dojmujący smutek i brak energii trwa bez względu na okoliczności, czyli obiektywnie dana sytuacja powinna cieszyć i w przeszłości faktycznie przynosiła radość a teraz nie. Gdy każda czynność stanowi wysiłek, nawet umycie zębów, a sen – krótki, przerywany, zamiast przynosić wypoczynek męczy. Jeśli dotychczasowe aktywności i zainteresowania przestają być ważne. Gdy nie można się na niczym skupić, zapamiętać, choć wcześniej nie było z tym problemu. Kiedy wszystko staje się bezbarwne i brakuje nadziei w odniesieniu do przyszłości. A nade wszystko, gdy człowiekowi nie chce się żyć i myśli o samobójstwie.
Niepojące symptomy powinny być sygnałem, że należy się zgłosić po pomoc. U dzieci i młodzieży w obrazie klinicznym często dominuje drażliwość (wybuchy krzyku, skarg), ograniczanie relacji z rówieśnikami, poczucie samotności przy jednoczesnym przekonaniu, że na kontakt się nie zasługuje. W przypadku podejrzenia depresji u dzieci i młodzieży po pierwszą pomoc można zgłosić się do poradni psychologiczno – pedagogicznej. Gdy psycholog potwierdzi, że kierunek myślenia rodzica jest słuszny, sugeruje konsultację medyczną. Depresję ostatecznie diagnozuje lekarz psychiatra. Uczniowi na wniosek rodzica można wydać opinię o dostosowaniu wymagań edukacyjnych do stanu zdrowia. W zależności od stopnia nasilenia objawów psychiatra może zaproponować leczenie farmakologiczne. Leki regulują aktywność chemiczną mózgu. Nie dzieje się tak natychmiast, na efekty trzeba poczekać dwa – cztery tygodnie, czasami lekarz zmienia tabletki lub dawkowanie, gdy skuteczność nie jest zadowalająca. Równolegle warto rozważyć terapię psychologiczną (takie usługi są także świadczone w poradni).
Psychoterapia (omówiona na przykładzie oddziaływań w nurcie poznawczo – behawioralnym) daje duże poczucie sprawstwa. Pacjent pracuje nad zniwelowaniem objawów, sprawdza, co w jego przypadku działa na drodze zaplanowanych szczegółowo eksperymentów. Uczy się skalować swój nastrój, żeby uzyskać większą świadomość nawet drobnych odchyleń. Ponadto analizuje swoje myśli automatyczne (pojawiają się w głowie samoistnie, w odpowiedzi na sytuację, natychmiast i niezależnie od woli, są odpowiedzialne za wzbudzenie i podtrzymanie specyficznych emocji). Kiedy człowiek nauczy się je świadomie wychwytywać decyduje czy są dla niego przydatne, pomocne, funkcjonalne, czy wręcz przeciwnie (w depresji raczej przewaga tych drugich). Nabywa umiejętności identyfikowania zniekształceń poznawczych, które dają nieprawdziwy obraz rzeczywistości. Kiedy terapia zbliża się ku końcowi, uczy się rozpoznawania objawów prodromalnych, czyli takich, które mogą zwiastować depresję po to, żeby od razu aktywnie jej przeciwdziałać. Gdy dojdzie do nawrotu, zdobyte umiejętności i większa świadomość dają możliwość szybszego i bardziej skutecznego działania. Praca terapeutyczna przebiega z uwzględnieniem: nasilenia objawów choroby i ewentualnych zaburzeń współtowarzyszących, indywidualnych doświadczeń życiowych pacjenta i jego wieku, sytuacji rodzinnej, szkolnej, czy zawodowej, sieci wsparcia, czynników, które wywołały depresję i ją podtrzymują. Stąd niniejsze opracowanie odnosi się strikte do objawów depresji, nie stanowi studium indywidualnego przypadku.
Osoba w depresji często ma poczucie, że przez cały czas jest równie źle, beznadziejnie. Nie podejmuje aktywności, które kiedyś sprawiały jej przyjemność, ponieważ spostrzega, że już nie przynoszą jej zadowolenia, więc po co. Otóż po to, żeby ruszyć z miejsca, przekonać się, że gra w tenisa przynosząca wcześniej radość dzisiaj zmniejsza trochę odczucie smutku, a to już jest warte zachodu. W depresji pracuje się metodą małych kroków, energię zwiększa się stopniowo. Aktywizację warto zacząć od rzeczy przyjemnych, a dopiero później położyć większy nacisk na obowiązki, gdy zwiększymy poziom energii i ogólnej wydolności. Początkowo pacjenci mają zwykle sceptyczne podejście do planowego zwiększania aktywności, które potencjalnie mają wpływać bardziej pozytywnie na emocje. Nie wierzą, że to coś da, zwłaszcza gdy już długo cierpią. I tu przydatne są eksperymenty behawioralne, które służą testowaniu zakładanych hipotez. Czyli np. osoba niegdyś lubiąca biegać, a dzisiaj spędzająca biernie czas w domu, wykonuje zadanie polegające na codziennym bieganiu i monitoruje swój nastrój przed w trakcie i po zakończonej aktywności (co zapisuje na kartce celem łatwego i szybkiego wglądu oraz porównania). Niejednokrotnie terapeuta spotyka się z pozytywnym zaskoczeniem pacjenta, że jednak zadziałało. Tak to już jest, że na nastrój możemy wpłynąć poprzez zmianę zachowania oraz myślenia. No właśnie, a co z myśleniem? Zwykle to nie sytuacja determinuje nasze emocje, ale sposób w jaki ją interpretujemy, nadajemy znaczenie. Czyli czujesz tak jak myślisz. Oczywiście są sytuacje, kiedy nasz stan emocjonalny będzie zbliżony do tego, w jakim znajduje się większość ludzi w tych samych okolicznościach np. śmierci bliskiej osoby. Zatem, co z sytuacjami mniejszego kalibru? Wyobraźmy sobie, że kolega nie zaprosił nas na urodziny. Wszystkim w tym momencie byłoby przykro? Niekoniecznie. Zależy, co ktoś pomyśli. I tak – będą osoby, które faktycznie się zmartwią, a będzie to poprzedzone automatyczną myślą np. „jestem nielubiany”. Ktoś inny może pomyśleć „ja zawsze go zapraszam”, najprawdopodobniej poczuje wówczas złość. Kolejna osoba pomyśli, że pewnie kolega ma ograniczone zasoby finansowe, więc wybrał grono najbliższych i będzie to wzbudzało obojętność. Komuś innemu przyjdzie do głowy automatyczna myśl np. „jak to dobrze, że mnie nie zaprosił, ostatnio za dużo imprezuję, a miałbym problem z odmową” i poczuje…ulgę! Ludzie w depresji mają więcej dysfunkcjonalnych myśli automatycznych, co wynika z kolei z negatywnych przekonań o sobie tj. „jestem gorszy”, „jestem nic niewarty”. Negatywny, pesymistyczny sposób postrzegania siebie i świata pośrednio przyczynia się do wystąpienia depresji, podtrzymuje objawy, ale też jest wpisany w samą chorobę (nawet jeżeli wcześniej występowały bardziej przystosowawcze wzorce myślenia). Pacjent w kontakcie z terapeutą ma szansę zastąpić myśli, które mu nie służą alternatywnymi, bardziej realistycznymi, uwzględniającymi więcej obiektywnych czynników. Poszukuje dowodów za i przeciw świadczących o prawdziwości danej myśli automatycznej np. „do niczego się nie nadaję”. Z pewnością dana osoba wiele rzeczy wykonuje dobrze, posiada mnóstwo zalet, trzeba tylko pomóc jej to zobaczyć żeby mogła w siebie uwierzyć. Przydatna jest sugestia, aby osoba zachowywała się wobec siebie tak, jakby była swoją najlepszą przyjaciółką. Jeśli na dany moment sobie tego nie wyobraża, to przynajmniej najlepszym, wybitnym adwokatem. Pacjent uczy się także identyfikowania zniekształceń poznawczych m.in przepowiadania przyszłości (często występująca myśl – nic dobrego mnie w życiu nie spotka), katastrofizacj (np. na pewno nie zdam, nie dostanę się na studia i nie będę nic znaczył), nadmierne uogólnianie (jestem słaby). Efektem końcowym jest nie tylko zmiana myślenia o sobie, rzeczywistości i przyszłości, ale też poprawa nastroju. Pacjenci w trakcie terapii nabywają przydatnych umiejętności, np. uczą się konstruktywnie rozwiązywać problemy, świadomie relaksować, lepiej zarządzać czasem. Wielu spośród chorujących ma tylko pojedynczy epizod depresji. Osoby o większej skłonności biologicznej do nawrotów nabywają umiejętności szybkiego rozpoznawania objawów oraz właściwego reagowania co skraca czas choroby.
Pomocne zatem może być leczenie farmakologiczne, psychoterapia, opinia poradni psychologiczno – pedagogicznej o dostosowaniu wymagań do stanu zdrowia, zawierająca zalecenia i wskazówki do pracy z dzieckiem dla nauczycieli i rodziców. A nauczanie indywidualne? Raczej nie. Młodemu człowiekowi ogranicza się wówczas możliwość kontaktu z rówieśnikami, co jest nierozwojowe, negatywnie wpływa na dalsze relacje ze środowiskiem społecznym i może pogłębić stan depresji. Ponadto stwarza mniej okazji do pozytywnych doświadczeń. Pozbawia dziecko naturalnej możliwości sprawdzenia swoich kompetencji w grupie. I wreszcie stanowi modelowanie nieadaptacyjnych sposobów radzenia sobie (unikania, izolacji).
Depresja może, ale nie musi dotknąć każdego z nas. Istnieją czynniki, które zwiększają ryzyko jej wystąpienia. Należą do nich m.in. predyspozycje genetyczne, utrata rodzica w dzieciństwie, długotrwałe bezrobocie, kumulacja negatywnych doświadczeń życiowych (np. żałoba, problemy w małżeństwie), brak wsparcia. Nie oznacza to jednak, że osoba, u której wystąpi jeden lub więcej z powyższych czynników na pewno zachoruje. Jest wielu bezrobotnych, a nie każdy z nich ma depresję. Na wiele tzw. czynników ryzyka nie mamy wpływu jak np. śmierć bliskiej osoby. Możemy jednak w tych trudnych momentach wspierać się wzajemnie i dać przestrzeń każdemu członkowi rodziny do przeżywania żałoby, co jest bardzo ważne.
Warto jeszcze zaakcentować rolę działań profilaktycznych. Kiedy przyjrzymy się objawom choroby i czynnikom zwiększającym podatność, możemy zastanowić się jak żyć i wychowywać dzieci, aby zmniejszyć prawdopodobieństwo wystąpienia choroby lub przyspieszyć powrót do zdrowia. Warto dopingować dziecko (siebie też), do aktywnego spędzania czasu wolnego, rozwijania pasji i zainteresowań, do których również w momentach krytycznych można się odwołać. Istotne jest zadbanie o sprzyjające zaplecze społeczne i akcentowanie pozytywnej roli posiadania przyjaciół i znajomych. Stanowią doskonałe źródło rozwoju, dają poczucie akceptacji, a w razie sytuacji trudnych na wielu z nich zapewne będzie można liczyć. I tak żeby młody człowiek myślał o sobie dobrze i budował pozytywną samoocenę potrzebuje dużo pochwał, wzmocnień, dostrzegania przez otoczenie swoich zalet i zasobów. Wówczas jego przekonania o sobie są stabilne i funkcjonalne (służą mu). Odnośnie budowania pozytywnego obrazu siebie i rzeczywistości, adekwatna będzie w tym miejscu anegdota o pesymiście i optymiście. Jeden i drugi widzi szklankę w połowie wypełnioną płynem. Optymista jednak dostrzega, że szklanka jest do połowy pełna, a pesymista oczywiście, że jest od połowy pusta. Kto ma rację? Rzecz jasna obaj. Tyle, że optymista będzie miał więcej przyjemności, taki sposób widzenia służy jego poczuciu dobrostanu. W życiu pewnie nie chodzi o to, żebyśmy nie dostrzegali wad, ale można w sposób bardziej sprzyjający rozkładać akcenty. Możemy w odniesieniu do siebie i bliskich dobitniej skupić się na zasobach, mocnych stronach, pozytywach; lub też negatywach, deficytach. Która postawa sprawi, że człowiek będzie zdrowszy, lepiej przystosowany, wreszcie szczęśliwszy? Pozostawiam to czytelnikowi.
Na podstawie literatury i własnych doświadczeń w praktyce psychoterapeutycznej
Kamila Tońska